Forum www.kresowiak.fora.pl Strona Główna www.kresowiak.fora.pl
Kresowiacy tęsknią za swoją Krainą
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dźwięki potrafią unieść do nieba

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kresowiak.fora.pl Strona Główna -> zdrowie i choroba
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech
Gość






PostWysłany: Sob 9:28, 27 Mar 2010    Temat postu: Dźwięki potrafią unieść do nieba

Wojciech Kuta ("Rynek Zdrowia" nr 3/9, kwiecień 2006 r.)
Słowa kluczowe : akordeon - hobby

Profesor Marian Zembala, znakomity kardiochirurg i... akordeonista:
- Kocham muzykę za jej dyscyplinę i rytm. Oraz za to, że tak pięknie uczy nas pokory.

Najpierw była "Wiktora", jeszcze w podstawówce. Polski akordeon z Bydgoszczy. - Abym miał ten wymarzony instrument, mój kochany tato sprzedał maszynę do pisania - wspomina prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Kiedy jako młody kardiochirurg pracował w Holandii, pierwszą wypłatę wysłał żonie. Ale już za drugą sprawił sobie dobre elektroniczne organy.

- W rodzinnym domu w Krzepicach koło Częstochowy zawsze był śpiew, głównie za sprawą pięknego głosu mojej mamy - opowiada profesor Zembala.

Sąsiadem państwa Zembalów był Alfons Szafraniec, sztygar w kopalni Halemba. Miał gruntowne wykształcenie muzyczne, zdobyte jeszcze przed wojną. - To pan Szafraniec uczył mnie grać na akordeonie. Prowadził też zespół muzyczny w szkole podstawowej. Liczył ok. 40 osób. Byli mandoliniści, gitarzyści, akordeoniści. Wśród nich i ja. Dostawaliśmy nagrody na różnych przeglądach - mówi znany kardiochirurg.

Należał do sprawnych technicznie akordeonistów. Nic dziwnego - w ciągu pięciu lat przeszedł twardą szkołę. Kiedy choć pięć minut spóźnił się na lekcję, Alfons Szafraniec za karę zadawał uczniowi dodatkowe, trudne etiudy do ćwiczenia w domu.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech
Gość






PostWysłany: Sob 9:29, 27 Mar 2010    Temat postu:

Klasyka i The Shadows

- Moimi popisowymi utworami był wówczas "Czardasz" Vittorio Montiego i polka "Elektryczne schody" Tadeusza Wesołowskiego, klasyka akordeonu. Wciąż potrafię to zagrać - podkreśla nasz rozmówca. - Potem było liceum w Krzepicach, gdzie istniał zespół instrumentalno-wokalny Walentynki, prowadzony przez pana magistra Bogatko, dyrektora szkoły.

Znowu były nagrody i wróżnienia. Repertuar Walentynek był bardzo szeroki, częściowo dostosowany do zespołu wokalnego, ale jednocześnie mocno nawiązywał do gitarowych przebojów słynnej grupy The Shadows. - Nazywaliśmy to muzyką przestrzeni, pełnej improwizacji. Graliśmy niemal wszystko - od wspomnianej klasyki akordeonowej, po muzykę popularną, co bardzo mi się wkrótce przydało. Otóż jeden z kolegów zapytał nas, czy nie zagralibyśmy na weselu jego siostry, bo zamówiony wcześniej zespół nawalił w ostatniej chwili - wspomina Marian Zembala.

- Nie wiedzieliśmy, czy możemy pomóc koledze. Byliśmy przecież zespołem licealnym, graliśmy na bardzo dobrym, szkolnym sprzęcie. Ale pan dyrektor Bogatko stwierdził, że jeżeli to ma być próba - tyle że w wyjątkowo uroczystych okolicznościach, bo w obecności młodej pary - to on wyraża zgodę.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech
Gość






PostWysłany: Sob 9:29, 27 Mar 2010    Temat postu:

Wesele 1968

I tak zaczęło się granie na zabawach tanecznych. Przy okazji licealiści dorabiali do kieszonkowego. W rejonie Krzepic stali się wziętym zespołem. Chwalono ich, bo nie byli drodzy i bardzo dobrze grali wszechstronny repertuar - od tanga argentyńskiego do Paula Anki.

- Poza tym nie piliśmy alkoholu. Wystarczającego animuszu dodawał nam fakt, że na te zabawy przychodziły nasze sympatie. Słuchały i podziwiały. Graliśmy na tych zabawach bez formalnej zgody dyrektora szkoły. Mój ojciec o niczym nie wiedział. Zresztą nie zgodziłby się na te występy w czasie roku szkolnego. Natomiast mama wiedziała i akceptowała to. Ostatni raz zagraliśmy na weselu kilka dni przed maturą w 1968 roku - profesor podsumowuje szkolny okres muzykowania.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech
Gość






PostWysłany: Sob 9:30, 27 Mar 2010    Temat postu:

Koncerty w akademiku

Podczas studiów na Akademii Medycznej we Wrocławiu Marian Zembala mieszkał w akademiku "Bliźniak". Mimo że nauka pochłaniała mnóstwo czasu, miał ze sobą "kochany akordeon", jak sam mówi o tym instrumencie. Już na I roku spotkał tam wielu muzyków.

- Któregoś dnia, kiedy grałem sobie w pokoju, odwiedził mnie student IV roku Kazimierz Kuliczkowski, dziś profesor, znany hematolog. "Słyszę dobre granie. Ja też jestem muzykiem. Zagrajmy razem" - powiedział Kazimierz. - Potem pojawił się ktoś ze skrzypcami, następnie doszedł puzon. To spontaniczne granie jeszcze tego samego dnia zakończyliśmy w 9-osobowym składzie! - wspomina prof. Zembala.

Podczas studiów miał okazję grać ze świetnymi artystami, m.in. z Arturem Rosenmanem (kontrabasistą, mieszkającym dziś w USA) i grupą, która później występowała ze znakomitym saksofonistą jazzowym, Henrykiem Miśkiewiczem.

- Nigdy nie byłem liderem, bo też i akordeon jest instrumentem niszowym. Za to można go zabrać wszędzie, np. do schroniska "Samotnia", gdzie na rajdzie poznałem swoją przyszłą żonę - mówi szef zabrzańskiej kliniki. - Żona skończyła średnią szkołę muzyczną w klasie fortepianu. Dodam, że wszystkie nasze dzieci także chodziły do szkoły muzycznej.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech
Gość






PostWysłany: Sob 9:30, 27 Mar 2010    Temat postu:

Pogodził gusta parafian

Kiedy w latach 1980-1985, w ramach programu operowania dzieci z wadami serca, prof. Marian Zembala pracował w holenderskim Utrechcie, wydawało się, że na granie czasu nie będzie. A jednak...

- Przez trzy lata grałem na organach w polskiej parafii w Utrechcie. Robiłem to społecznie, po tym, jak zmarł miejscowy organista. Na początku był problem repertuarowy, bo byli i kombatanci od Andersa, i od Sikorskiego. Uzgodniliśmy, że będzie m.in. współczesna muzyka religijna. Grałem ją ze "Śpiewnika Siedleckiego".

- Po powrocie do Polski u prof. Zbigniewa Religi pracowaliśmy od świtu do nocy. Nasza grupa kardiochirurgów miała swój hymn - "John Brown najlepszym naszym przyjacielem jest". I tu, w zabrzańskiej klinice, nie raz to śpiewaliśmy przy moim akompaniamencie - opowiada profesor.

Dzisiaj znacznie częściej słucha muzyki niż sam ją wykonuje. W samochodzie ma swój zestaw, w zależności od nastroju, m.in.: Andreas Vollenweider, Vangelis, ale i zespół Pod Budą. - Bardzo szanuję twórczość Wojciecha Kilara. Jestem też pod wielkim wrażeniem śpiewu starocerkiewnego - zdradza dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca. - Ostatnio ponownie odkrywam potęgę polifonicznej muzyki chóralnej, m.in. utwory śląskiego kompozytora Józefa Świdra. To dźwięki, które niosą do nieba.

Marian Zembala mówi, że kocha muzykę za dyscyplinę i porządek. Najpierw zawsze jest cisza, potem coraz głośniej, wreszcie kulminacja i finał: - Muzyka to wielka szkoła rytmu. A ja kocham rytm, także w pracy. Wszystko musi mieć swoją zaplanowaną kolejność i czas: operacje, konsultacje, spotkania. Moi współpracownicy dobrze o tym wiedzą - uśmiecha się. - Muzyka pięknie uczy też pokory wobec dokonań innych ludzi.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wojciech Kuta
Gość






PostWysłany: Sob 9:31, 27 Mar 2010    Temat postu:

Staram się grać

Mimo świetnego opanowania instrumentu, profesor wyznaje, że nie miałby odwagi powiedzieć: "Jestem muzykiem". Woli skromniej: - Ja tylko staram się grać.

Ale czasu na granie nie przybywa. Po akordeon sięga raptem kilka razy w roku. Ostatnio całkiem niedawno, 4 marca, na dużym rodzinnym spotkaniu. Repertuar? Jak zawsze - coś dla każdego. Od Abby do Straussa.

- Instrument jest zazdrosny. Nie żałuje Pan, że do końca nie poświęcił się muzyce? - zadaję pytanie, które "męczyło" mnie od początku rozmowy.

- Czuję pewien niedosyt, że z żadnym moim hobby: muzyką, poezją, żeglarstwem nie poszedłem tak daleko, jak chciałbym - odpowiada prof. Marian Zembala, po czym zdecydowanie oznajmia: - Gdyby Opatrzność dała mi ponowną szansę wyboru drogi zawodowej, to błagałbym Ją, żeby zostać kompozytorem. Dopiero na drugim miejscu postawiłbym medycynę.

Wojciech Kuta ("Rynek Zdrowia" nr 3/9, kwiecień 2006 r.)


--------------------------------------------------------------------------------
Autor: Wojciech Kuta ("Rynek Zdrowia" nr 3/9, kwiecień 2006 r.)
Data: 2006-04-20
Źródło: "RYNEK ZDROWIA"
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pani
Gość






PostWysłany: Sob 9:32, 27 Mar 2010    Temat postu:

Jest na wiecej, tylko..Pochodzimy z rodzin muzycznych, gralismy w big bandach, spiewamy,Moi rodzice muzykowali . ja -pianino.Jedynie zal ze zalosne pensje nie pozwalaly na indywidualny tryb nauczania bardzo uzdolnionych dzieci(ani tez czas zrownujacy dzien z noca).

Kocham muzyke- ale wcale nie dla jej dyscypliny, za wolnosc jaka daje.Zreszta sama jestem muzyką .Duzo zdrowia..dla Pana profesora.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazertos




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:40, 21 Wrz 2016    Temat postu:

Muzyka to najlepsza rzecz w życiu jak dla mnie Smile Sam gram na skrzypcach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kresowiak.fora.pl Strona Główna -> zdrowie i choroba Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin